Jak wybrać buty wspinaczkowe

 

Wspinanie jak wiadomo to sport elitarny. A bycie elitą zobowiązuje. Jeśli więc byłeś już na ściance wspinaczkowej przynajmniej trzy razy i czujesz, że załapałeś bakcyla, to czas najwyższy się oszpejować. Jak więc wybrać buty wspinaczkowe by dobrze zainwestować pieniądze?

Pierwszym, poważnym zakupem wspinaczkowym z pewnością będzie obuwie (woreczek na magnezję radzę zamówić jako prezent na Gwiazdkę albo urodziny). I tutaj pojawia się zasadnicze pytanie: jakie buty wybrać? Po wizycie w każdym lepiej wyposażonym sklepie outdoorowym można dostać co najmniej oczopląsu. Wybór modeli na rynku jest bardzo duży. Do wyboru do koloru wszystkich topowych marek: Rock Pillars, Five Ten, La Sportiva i wiele innych. Zakładam oczywiście, że etap adidasowo-trampkowy mamy już za sobą. I nie chodzi tu o żadną ironię, gdyż większość ludzi tak właśnie zaczyna przygodę ze wspinaniem.

Korko-trampki z twardą podeszwą idealnie nadają się na początek. Po jakimś czasie jednak, zaczynamy zauważać pewne ich niedoskonałości. Gdy już nauczymy się używać  do wspinania nóg, a nie tylko wisieć na rękach, dopóki pary w bicku starczy, to idealny moment na pierwsze prawdziwe buty wspinaczkowe.
Jest kilka podstawowych zasad, którymi warto się kierować przy ich wyborze.

Po pierwsze: Małe jest piękne.

Z pewnością każdy łojant na ścianie, którego zapytacie o radę, pierwsze, co zrobi to napnie mięśnie i z poważną miną odpowie: „im mniejsze tym lepsze!” To samo zresztą możecie usłyszeć w sklepie od sprzedawców: „Ciśnie? Musi cisnąć. Wspinanie to nie sport dla mięczaków!”  Jest w tym sporo prawdy, ale…

Pierwszy but wspinaczkowy powinien być dopasowany, powiedziałabym, że nawet obcisły. Pamiętajmy jednak, że mamy w nim wytrzymać dłużej niż 30 sekund. Z doświadczenia wiem, że większość początkujących wspinaczy zakłada buty tak samo jak uprząż. Raz a dobrze, czasem na cały dzień wspinania. I w zasadzie nie ma w tym nic zdrożnego. Dopiero później nabywa się nawyku ściągania butów po każdej skończonej drodze, aby dać stopom odpocząć i je nieco przewietrzyć. Bo później faktycznie wybiera się jak najmniejsze buty, żeby lepiej trzymały na krawądkach i małych stopieńkach. Ale gwarantuję, że na początku wspinaczkowej kariery takich stopni i chwytów nawet nie zauważycie, a co dopiero mówić o próbach stawania na nich. Ponieważ najpierw myśli się o tym, żeby chwycić czegokolwiek w zasięgu naszych rąk i przeżyć. A łatwiej jednak złapać coś dużego – całą dłonią, a nie czubkiem małego palca. To samo dotyczy stóp, które bez odpowiedniego treningu po prostu nie ustoją na tzw. mikrusach. Dlatego więc jeśli coś obciera, czujecie, że palce zaraz wam eksplodują albo po prostu ciśnie zbyt mocno, to poproście o większy rozmiar, nie zważając na lekceważące spojrzenia.

Duży palec u nogi powinien być lekko zakrzywiony, ale nigdy podkurczony. Wciąganie buta powinno być trudne, ale nie graniczące z cudem. Najczęściej na początek będą to obuwie o jeden rozmiar mniejsze od zwyczajnego, miastowego. Nie ma sensu się katować. A niewygodne buty potrafią szybko zniechęcić nawet najbardziej zapalonego amatora tego sportu. Nic dziwnego, na bezdechu, zaciskając zęby z bólu, wspina się znacznie trudniej.

Po drugie: Asymetria jest w modzie.

Wiele firm sprzedających buty wspinaczkowe zachwala modele o asymetrycznej konstrukcji, czyli takiej, gdzie cały profil buta jest mocno i nieanatomicznie wygięty. Wprawnemu wspinaczowi dzięki temu łatwiej stawiać precyzyjnie stopę na małych krawądkach w przewieszeniu.  Zalety asymetrycznego buta przedstawia się często tak jakby sam fakt kupienia takiego modelu mógł sprawić, że zaczniecie robić 6.4, mimo że do tej pory rzęziliście na marnych piątkach.

Radzę od razu wyzbyć się takich złudzeń, bo srogo się rozczarujecie. Przede wszystkim buty asymetryczne są dość niewygodne. Nie da się w nich chodzić, ponieważ stopa nie może stanąć płasko na ziemi. Nawet jeśli jakimś cudem doczłapiecie się w nich do ściany to w dalszym ciągu nie liczcie na żadne rewelacje. Te buty wbrew pozorom same nie pną się w górę po skale. Początkujący wspinacz, choćby najbardziej utalentowany nie będzie w stanie wykorzystać potencjału tak zaawansowanego obuwia. To jak z kupowaniem wypasionej lustrzanki ze słabym obiektywem za 150 zł. Koszty spore, efekt mizerny i jeszcze wyjdziecie na szpanerów.

Po trzecie: Rozejdą się, czy się nie rozejdą? Oto jest pytanie.

Buty ze skóry naturalnej zawsze się rozejdą. Niektóre nawet całkiem sporo. Natomiast buty z tworzywa sztucznego nie rozejdą się na pewno. To samo dotyczy modeli, które są w całości oblane gumą. Można liczyć na to, że but nieco się ułoży. Choć przy intensywnym użytkowaniu to raczej nasza stopa przystosuje się do niewygody i ścisku.

Jeśli jednak już na początku jest bardzo niewygodnie, nie ma co wmawiać sobie, że będzie lepiej. But wspinaczkowy należy dopasowywać nie tylko do naszego poziomu wspinaczkowego, ale także do budowy stopy. I nie ma tu żadnych uniwersalnych rozwiązań. Trzeba sprawdzić jak największą ilość modeli, najlepiej różnych marek. Buty przymierzaj na gołą stopę, chyba, że preferujesz tzw. styl taternicki, czyli wspinanie w skarpetkach.  Ale skarpety do butów wspinaczkowych to trochę jak skarpety do sandałów, czyli obciach.

Po czwarte: Sznurówki, rzepy czy baletki?

To już bardzo indywidualny wybór. We wszystkich trzech wariantach są jakieś za i przeciw.

Baletki, mają niestety tendencje do rozciągania się. Nie będą wtedy odpowiednio przylegać do stopy. Stracimy stabilność, a to bardzo utrudnia wspinanie i precyzyjne stawianie stóp.

Modele wiązane pozwalają bardzo dokładnie dopasować but do stopy, ale za to wymagają czasu i cierpliwości, żeby je zdjąć i założyć.

Z pewnością najszybciej i najwygodniej będzie się używało rzepów, zwłaszcza tych przeciwstawnych, które mocniej trzymają. Ale za to zużyty rzep ma to do siebie, że zawsze odpina się w najmniej odpowiednim momencie, czyli np. w czasie problematycznej wpinki lub w kluczowym miejscu trudnej drogi.

Po piąte: Buty z sieciówki to jak laptop z Biedronki

Ponieważ po emisji serialu „Magda M.” ścianek wspinaczkowych i niedzielnych wspinaczy wyrosło jak grzybów po deszczu, to powstał też spory popyt na buty wspinaczkowe. Stąd zapewne wysyp różnego typu obuwia pseudowspinaczkowego w sieciowych sklepach sportowych. Czy warto w ogóle się do nich przymierzać?

Z pewnością ich cena, w porównaniu z tymi bardziej profesjonalnymi, będzie kusząca. Ale stara zasada mówi, że biednego nie stać na badziewie. Dlatego osobiście uważam, że czasami lepiej jest jednak dopłacić nieco do metki. Być może buty marketowe używane raz w tygodniu na czterech drogach na wędkę przeżyją z Wami długo, ale jeśli zamierzacie zająć się poważnym treningiem na panelu i w skałach, to nie wróżę im zbyt długiej przyszłości.

Podsumowanie

Pierwsza para butów wspinaczkowych to wyzwanie i warto poświęcić trochę czasu (i pieniędzy) na wybranie odpowiedniego modelu. Ma być w miarę wygodnie i w miarę uniwersalnie. Nie ma się, co czarować: topowi wspinacze mają po 3-4 pary butów. W myśl zasady, że jeśli coś jest do wszystkiego to jest do niczego, inwestują w różne modele. Każdy do innego rodzaju wspinania. Na długie drogi wielowyciągowe. Na baldy. Na trudne drogi przewieszone. Na drogi w rysach itd.

Na początku wspinaczkowej drogi jest to jednak bezcelowe. Zanim odkryjecie, czy jesteście typami chłopca-bulderowca czy raczej starego taternika czy grotołaza, musicie przewspinać setki metrów dróg w różnych formacjach i na różnych poziomach trudności. Na początku wystarczą więc buty bardziej uniwersalne, które będą równie wygodne na połogich drogach, gdzie trzeba stawiać nogi na tarcie i na lekko przewieszonych kaloryferach. Zaprzyjaźnijcie się ze swoimi pierwszymi butami, bo to od nich w dużym stopniu zależy rozwój Waszej dalszej wspinaczkowej drogi.

 

Redaktor: Piotr Jurgielewicz

Wyznawca koncepcji fast and light. Kurtkę przeciwdeszczową zamienił na softshell, a buty trekkingowe na buty biegowe. Zamiast chodzić, woli biegać. Uczestnik kilku górskich ultramaratonów.
Amator gór zimą i polowania na zorzę polarną w Norwegii (kiedyś może mu się uda).
W mieście porusza się rowerem bez względu na pogodę.